Poznań, 12 października 2014 r., godz. 9:00. Właściwie to godzina zero dla ponad 6 tysięcy biegaczy, którzy stanęli na starcie jubileuszowego 15 maratonu w stolicy Wielkopolski. W tej grupie nie mogło zabraknąć silnej drużyny z Grodziskiego Klubu Biegacza oraz niezrzeszonych biegaczy z Grodziska Wlkp.
Pogoda wydaje się rewelacyjna, nie za zimno, trochę zachmurzone, piękna złota jesień. GKB zgodnie popiera charytatywną akcję i staruje wspomagając każdym swoim krokiem chorą dziewczynkę. Przed odliczaniem standardowe rozmowy: Na ile biegniesz? Będzie życiówka? Ile mam zabrać żeli? Tego jednego mi brakuje do Korony Maratonów. W hali wielka tablica, a na niej powypisywane cele, intencje, od samego czytania można się wzruszyć. Ludzie się nacierają, zapachy maści rozgrzewających unoszą się w powietrzu w zdecydowanie zbyt dużym stężeniu. Poszukiwanie znajomych twarzy, swoich stref, baloników pacemerkerów biegnących na odpowiedni czas. I stres, ciarki przy płynących z głośników „ Rydwanów ognia”- niezależnie czy to pierwszy, drugi, czy piętnasty maraton. W końcu jakby nie było przed nami królewski dystans i nie podchodzić do niego z pokorą to czysta głupota, za co niektórzy mogą zapłacić.
Biegniemy… śmiechy ,dyskusje, jeszcze są na to siły. Wpadamy na stadion Lecha i przebiegamy przez środek murawy. Zupełnie legalnie, a kiboli by za to wynieśli!
Zaliczamy pierwszą dyszkę, potem kolejną. Na punktach odżywczych stoły pełne wszystkiego, wody bananów, pomarańczy, czekolady, cukru i oczywiście izotoniki. Trzeba tylko uważać, by nie nadużyć tych dobroci, bo żołądek może się zbuntować. Po 30 km przychodzi zmęczenie, czyli jak to mówią zaczyna się prawdziwy maraton. Poznajemy się nawzajem, w końcu jest na to czas, kilometrów nie zabraknie. Jeden opowiada o pokonaniu choroby, inny chce sobie coś udowodnić, trzeci twierdzi, że jest hardcorem. Przez kilka, kilkanaście minut ten człowiek jest ci bliski, wspólny ciężki oddech, pot, cóż może wtedy bardziej łączyć. Magia maratonu. Z peryferii wbiegamy znów do centrum, zaczynam odliczać odcinki, jeszcze do Śródki, do katedry, tam westchnięcie o pomoc, do Cytadeli, przecież dam radę. Słychać karetki, chyba niektórzy przeforsowali, na każdym punkcie ratownicy kogoś masują. Ktoś idzie, ktoś staje, łzy. Nie poddawajcie się, dacie radę- krzyczą kibice na trasie. Łapie mnie skurcz, boli, a tu jeszcze 4 km do końca. Ratownicy przystojni, masują, mieli gorszych, dobiegniesz , mówią, spokojnie. Maść zaczyna działać, przyjemne ciepło. A tu kapela gra „I’m on the highway to hell”. Nie, ludzie, to nie jest droga do piekła, ona wiedzie przez piekło, ale do raju.
Która to już godzina biegu? Przy trasie młodzież trzyma świetny napis: Ból jest przejściowy, chwała jest wieczna. Dzięki Kochani, tego było mi trzeba. Meta. 42,195 km. Jakaś łezka, nie wiem ból, czy radość. Dają medal, ciężki, odpowiedni do wysiłku. Jakie mamy wyniki?
Na wyśmienitym 21 miejscu uplasował się przedstawiciel GKB Piotrek Humerski z czasem netto 2:39:10. Poniżej trzech godzin maraton przebiegł także grodziszczanin Tomasz Napierała. Bardzo dobrze zaprezentowali się również inni klubowicze: Paweł Melonek, Dorota Przybysz, Maciej Jaśkowiak i Robert Łuczak. Z kolei Katarzyna Konkiewicz zdobyła ostatnią perłę i uzyskała Koronę Maratonów Polskich. A klubowe pary małżeńskie Koniewiczów i Jaśkowiaków choć do mety dobiegały osobno, to świętowały razem. Cóż, magia i miłość maratonu.
Pozostały otarcia, dziwnego koloru paznokieć przy stopie- pewnie zejdzie. Co tam! Maratonie i tak cię kocham, chociaż należę do grupy truchtaczy człapiących przy końcu stawki.
Wracam do pracy, a tam czekają moje dzieciaki, kochani uczniowie, którzy zrobili mi koszulkę z napisem Biegacz roku! Dla tej chwili warto było biec. Planuję kolejny maraton, a Wy?
Joanna