GWiNT Ultra Cross – 8-9.05.2015 r.

Wyniki GWiNT Ultra Cross 2015:

Super GWiNT 100 Mil

11. Krzysztof Krawczyk – M40/3 – 22:07:47

Normal GWiNT 110 km:

50. Karol Hojka – 16:10:38

62. Maciej Wróbel – 16:58:47

63. Krzysztof Szkoda – 16:58:48

81. Katarzyna Konkiewicz – K40/2 – 19:42:19

Mały GWiNT 55 km:

38. Maciej Jaśkowiak – 5:55:15

52. Barbara Cichos – K40/1 – 6:10:08

155. Krzysztof Pioszyk – 7:27:34

169. Martyna Napieralska – 7:58:48

DSC_5012

fot. Michał Bartkowiak

GWiNT Ultra Cross 2015

Gorący apel

NIE! NIE! NIEE! Po dziesięciokroć razy N-I-EEE!
Ludzie, naprawdę! Posłuchajcie mnie. Jeśli nie chcecie cierpieć, nigdy, przenigdy w życiu nie wpadajcie na pomysł biegania takich dystansów. Bieganie ultramaratonów jest chore! Uff…

Część z Was już przestała czytać, bardzo dobrze.
Kontynuuję.

Kochani, przejrzyjcie na oczy! To nie ma sensu! Lubicie chodzić do fizjoterapeutów leczyć swoje poskręcane stawy i naderwane ścięgna? Lubicie wydawać na to grube pieniądze? Tak? Nikt nie lubi! NIE RÓBCIE TEGO!

Po co ten cały masochistyczny rytuał! W imię czego??? Co Ci da, jednemu z drugim, ta męka? Jesteś średniowiecznym ascetą? Cierpisz za losy grzeszników umęczając swoje ciało? To śpij na gołej posadzce – NIE BIEGAJ ULTRA!

Odwodnienie, wyniszczenie organizmu, kalectwo. Wymieniać dalej?

Mogę wymieniać, ale po co? Biegacze ultra i tak będą na to kichać. Epatowanie bólem nie robi na nich wrażenia. Oni najzwyczajniej w świecie lubią ból. Bo jeśli boli, to znaczy, że żyjesz.

Myśl

Na początku, cytując klasyków, zawsze było słowo. W naszym przypadku tym słowem było: „zrobił”. Dodaliśmy sobie do niego krótki zaimek „to”, i wyszło nam króciutkie zdanie: „zrobił to” – a konkretnie – kto? Nasz klubowy kolega Robert Konkiewicz. Kiedy? – zeszłego roku. Co? – 110 kilometrów. Jak? – W jego, jak zwykle, świetnym stylu. – Po co? – A tego to już nikt, cholera, nie wie.

Ale za to my wiedzieliśmy, że teraz nasza kolej…

Przygotowania

Wiele osób pyta przed zawodami, jak tam przygotowania? Jak idzie? Dużo długich wybiegań zrobiliście? Żadnych! Nie mamy endomondo, nie udostępniamy tras garmina. Pierwszy powód jest taki, że nie chcemy tego robić, a drugi, że tych tras wcale nie ma! Całą naszą historię treningową możecie znaleźć na tej stronie, przed GWiNT’em przetruchtaliśmy jedynie 2 maratony, tydzień po tygodniu. Zero biegania na treningu.

To już?!

Tak. Nastał pamiętny czarny piątek. 08.05.2015 r.
Odbierzesz pakiet, to tak jakbyś podpisywał cyrograf. Klamka zapadła. Pies pogrzebany. Idź spać, start o trzeciej w nocy.

Start

przed startem

Wesoły autobus jadący na start biegu na 110 km 🙂

O 1:30 – Kasia, Karol, Krzysiek, ja i kilkudziesięciu podobnych nam wariatów – wyruszyliśmy autobusem sprzed Grodziskiej Hali Sportowej do Wolsztyna, chwilę wcześniej słysząc od naszych bliskich motywujące słowa, że mamy z głową. Droga minęła szybko. Za szybko. Odpoczynek przed startem minął jak pstryknięcie palcami i wybiła godzina zero… znaczy 3:00…

Zwarci, gotowi, ustawieni w swoich strefach czasowych, co by nie odbierać szybszym tych kilku sekund z ich życiówek. Czekaliśmy. Zapalenie czołówki, odpalenie zegarka. Go!

Opisanie całej trasy, tych wielu myśli, sytuacji, spotykanych ludzi, wypowiedzianych słów – tej najpiękniejszej przygody życia – zajęłoby mi kilkanaście szpalt, niedługo to zrobię, spiszę wszystko, co zapamiętałem – na pamiątkę. Teraz streszczę to w najważniejszych punktach.

Ultra uczy człowieczeństwa

To najważniejsza rzecz, jaka mi się nasuwa. Mając za sobą ok. 50 ulicznych startów nigdy nie doświadczyłem właśnie tego, co działo się na GWiN’cie. „Wszystko w porządku?”, „OK?”, „Niczego ci nie potrzeba?” – zasłyszane w lesie, za każdym razem mijając ludzi mających już 40, 70 czy 100 kilometrów w nogach – na ulicy, prawie nigdy. Wola walki, wola przetrwania, chęć niesienia pomocy. Czy świat musi stawać się piękny dopiero w momencie ekstremalnych przeżyć?
Niesamowite punkty kontrolne i meta – nie znam tych wszystkich ludzi, którzy nam pomogli, którzy czekali na nas, poświęcali swój czas. Czekali, służyli pomocą i dobrym słowem. Chciałbym podziękować każdemu z nich z osobna. To było genialne, szacunek!

11101561_811523432234495_1195483584_o

Zaskakujący 45 kilometr (i 96 kilometr dla biegu na 100 mil)…

Ultra uczy rozsądku

Jeśli nie myślisz od samego początku, nie uda ci się. Chcieć można naprawdę wiele, jednak organizm się nie słucha. Serce nie słucha mózgu. To jak z uczuciem. Ciało mówi stop, nie ukończysz tego biegu. Nawet jeśli jesteś już na 105 kilometrze i już, już witasz się z gąską… Rozsądek. Rozsądek jest najważniejszy. 10 minut biegu, 2 minuty marszu.

Ultra pokazuje, że można wszystko

Człowieka nie ogranicza zbyt wiele rzeczy, wystarczy że chce. Wystarczy, że zmienia myślenie i działa. W każdym aspekcie życia człowiek może dokonać wszystkiego. To bardzo proste. Ograniczyć mogą go jedynie myśli.

Ultra daje wspomnienia do końca życia

A tu już nie potrzeba komentarza.

11216384_669559796483583_391021412_n

fot. RR Studio

Maciej Wróbel

Walka o moje 110 km…

W piątek o godzinie 17 melduję się na hali po odbiór pakietu. Już szargają mną nerwy i wątpliwości. W biurze atmosfera jest magiczna, widzę ultrasów, którzy o 18 biegną swoje 100 mil, w moich oczach już są wielcy, podziwiam ich. Wśród nich jest Marzenna Perz – silna babka, kibicuję jej, oraz nasz klubowy kolega – Krzysztof Krawczyk. Odprowadzam 100 milowców na start, a sama kieruję się do domu. Przede mną szybka kolacja i sen. Jednak moja głowa nie chce się wyłączyć, więc śpię tylko dwie godzinki. W nocy o 1:45 rusza nasz autobus spod hali i jeszcze na pożegnanie widzę wymowny gest Kierownika, że mam z głową (Marcin, miałeś rację, ale my wariaci tak już mamy). Startujemy o 3:00, panują ciemności i tylko czołówki pozwalają nam odnaleźć drogę, chwila nieuwagi i na 10 km ląduję jak długa, zahaczając o korzeń. Upadam na moje chore kolano. Serce zamiera, wstaję, ale jest dobrze. Biegnę dalej. Mijam kolejne punkty żywieniowe. Przed biegiem oglądałam profil trasy, nie myślałam, że będzie tak trudno. Pierwsze 55 km to górka za górką i piachy. Ciężko, ale nikt nie obiecywał, że będzie lekko. Na 55 km jest przepak w Nowym Tomyślu, tam trochę błądzę, problemy z oznakowaniem. Wbiegam na Rynek, witają mnie uśmiechy i brawa ultrasów, którzy biegną krótszy dystans. Życzą powodzenia, dopingują .Tam próbuję złapać trochę oddechu, zmieniam odzież, obuwie. Dziękuję Maciejowi Jaśkowiakowi za pomoc i dobre słowo. Posilam się i uciekam, czas goni. Biegnę dalej, ale czuję, że zaczyna brakować sił. Szybko weryfikuję swoje zamierzenia. Wydłuża się marsz, skraca bieg. Tasuję się z ultrasami, wzajemnie się motywujemy, walczymy, obliczamy ile nam zostało czasu, przeliczamy kilometry na godziny. Nie poddajemy się! Jestem na 90 km, jest dobrze. Zostało jeszcze 20 km i 5 godzin czasu. Dam radę! Niestety Ktoś po 3 km spuścił ze mnie całą energię. Nachodzi mnie myśl – „jednak nie dam rady!!!!!”. Czas nieubłagalnie ucieka -kilometry niestety nie. Dogania mnie Franek, próbuje motywować, ale ja już nie wierzę. Dzwonię do Roberta, panikuję, płaczę. Jestem bezsilna, chcę zejść z trasy. Mąż ustawia mnie do pionu. Mam ukończyć ten bieg, zostało już tak niewiele. Tylko 10 km TYLKO czy AŻ !!!!!!! Znowu mijają mnie chłopaki z Super GWiNTa. Jest mi zimno. Oddają mi swoją folię termiczną, jeszcze raz motywują. Podnoszę się, pomaga mi Franek. Nogi mi zesztywniały, na stopach widnieje pęcherz na pęcherzu. Ruszamy – noga za nogą, metr za metrem. Kręci mi się w głowie, nogi wykonują swoją pracę, ale głowa już nie. W tym miejscu gdybym była sama musiałabym zrezygnować, bo już nie ufałam swojemu organizmowi. Po jakiś 500 metrach widzę tych samych chłopaków, jeden z nich leży pod drzewem, kończy tu swój bieg. My z Frankiem przemy dalej, jestem już u siebie, na swoich ścieżkach biegowych, a to jeszcze tak daleko do końca… Widzę już park i metę, ale tu jeszcze mała niespodzianka od Organizatorów – rundka zapoznawcza po parku (w duchu przeklinałam i chciałam udusić, spokojnie już mi przeszło :D). Jest! W końcu! Moja wymarzona, upragniona META. Tyle razy wizualizowałam sobie jej przekroczenie. Jak wbiegam, jak się cieszę. Ale nie mam już sił, chcę do domu. Pamiętam tylko moje słowa: „NIGDY WIĘCEJ!!!!”. Jeszce raz dziękuję wszystkim, który trzymali za mnie kciuki i mnie zdopingowali do tego, żeby ukończyć ten bieg. Dziękuję !!! Nigdy więcej ???? Oj tam, nie wiedziałam, co mówię 😉

Katarzyna Konkiewicz

11259469_1102435446451661_2905327722914822765_n

I jeszcze coś na poprawę humoru 😀

DSC_5016

ale jak to jeszcze drugie 110???!! fot. Michał Bartkowiak

DSC_5017

– Ona nie żartuje, Maciej. – ?! fot. Michał Bartkowiak 😀

Więcej zdjęć w naszej galerii

Możliwość komentowania została wyłączona.