Jesień to doskonały czas na biegi długodystansowe ze względu na korzystne warunki atmosferyczne, dlatego kolejny maraton odbył się tym razem w sercu zjednoczonej Europy, czyli w Brukseli. Po szybkim przelocie samolotem nadszedł czas na odbiór pakietów startowych i numerów na Place du Trône, pod pomnikiem jeźdźca Leopolda II, belgijskiego króla. Oczywiście nie zabrakło spotkania z biegaczami z różnych zakątków Polski, którzy również postanowili zmierzyć się z królewskim dystansem.
W drodze do hotelu zatrzymaliśmy się na zwiedzanie jednej z najpiękniejszych gotyckich katedr Europy – Cathédrale des Saints-Michel-et-Gudule, miejsca ślubów i pogrzebów koronowanych głów Belgii. Katedra słynie z niesamowitych witraży oraz z cennych relikwii przechowywanych w jej skarbcu. Hostel w samym sercu tętniących życiem brukselskich uliczek pełnych sklepów i uroczych knajpek to idealne miejsce na odpoczynek, a w nich można skosztować belgijskiej czekolady i gofrów (w końcu węglowodany i glukoza to niezbędna energia przed startem).
W niedzielę, 3 listopada, na linii startu stanęło ponad 10 000 uczestników półmaratonu, a pół godziny później – ponad 3 000 maratończyków. Trasa wiodła przez największe brukselskie atrakcje, łącząc zabytkowe pałace i katedry z dzielnicą europejską, parkami oraz nowoczesnym Atomium. Profil trasy okazał się dość wymagający, z licznymi i długimi podbiegami oraz przejazdami przez tunele. Na mecie, zlokalizowanej na Place de Palais, czekały medale z motywem najważniejszych brukselskich budowli.
Ostatni dzień krótkiej wyprawy to zwiedzanie ogromnego Grand Place, z przepięknym ratuszem i kamienicami, które niegdyś pełniły rolę siedzib gildii kupieckich. Na deser – wizyta w Parlamencie Europejskim i wejście na salę obrad. Świetna przygoda, polecam na krótki wyjazd, który łączy udział w biegu z odkrywaniem jednej z europejskich stolic.
Maciej Jaśkowiak